[Recenzja] Tokyo Blade - Tokyo Blade (1983)


(zobacz również--> "10 zespołów NWOBHM wartych uwagi")
Tracklista:

1.Powergame 4:12
2.Break the Chains 5:07
3.If Heaven Is Hell 6:04
4.On Through the Night 7:29
5.Killer City 5:47
6.Liar 5:37
7.Tonight 4:02
8.Sunrise in Tokyo 5:47
9.Blue Ridge Mountains of Virginia 1:13


Rok wydania: 1983
Gatunek: Heavy Metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Alan Marsh- śpiew
Andy Boulton - gitara
John Wiggins - gitara
Andy Wrighton - bas
Steeve Pierce - perkusja



W drugiej fali NWOBHM przewinął się zespół Tokyo Blade, prezentujący granie zbliżone do stylu ówczesnego Iron Maiden z domieszką Judas Priest. W roku 1983 zdołał wydać swój pierwszy album, co spotkało się z uznaniem wśród krytyków i publiczności. Aby zdołać się przebić w tamtym czasie, ekipa musiała się składać z muzyków wysokiej klasy. Tylko tak mogli stać się perłą wśród różnej maści amatorów w tym brytyjskim muzycznym świecie NWOBHM. Dlatego też grupa działa do dziś, sprawdzając się dobrze również w hard rockowym graniu. Już przy "Powergame", słyszymy znakomitą grę gitarzystów oraz dobry wokal. Konwencja utworu dziwnym zbiegiem okoliczności przypomina nagrania Metalliki z "Kill'em All", wydanego w tym samym roku. Głównie z uwagi na szybkie sola i wściekłość riffów. "Break The Chains" to z kolei utwór stricte heavy metalowy, z bardzo typowym riffem dla tego gatunku. Nie jest to jednak całościowo płyta heavy metalowa, bo w "If Heaven Is Hell" słychać punkowe naleciałości.
Utwory są zbyt długie, o czym najlepiej świadczy "On Through The Night", w tej prawie 8-minutowej kompozycji muzycy nie są w stanie zaciekawić słuchacza dłużej niż 3 minuty. Na wyróżnienie zasługuje fantastyczny "Killer City", rozpoczynający się ciekawym basowym wstępem, po czym utwór wchodzi w szybsze obroty, by w końcu doczekać się prostego, ale rewelacyjnego refrenu. Tak jak sporo debiutujących zespołów Tokyo Blade zamieścił na płycie cover. Jest nim przebojowy "Tonight" Russa Ballarda. Cover ten jest świetnie wykonany, z pełną precyzją i dynamiką. Nie wiedzieć tylko, czemu znalazł się tu wypełniacz w postaci "Blue Ridge Mountains Of Virginia".

Brzmienie nie jest tu najlepsze, ale w porównaniu do następcy można je uznać za przyzwoite. Warto zwrócić uwagę, że zespół nie zamieścił ballady, obowiązkowej wręcz na albumach NWOBHM. Niektóre utwory zbyt przeciągane na siłę zwyczajnie nudzą.

Na albumie słyszymy, że mamy do czynienia z nie byle kim - umiejętności gitarzystów Andy'ego Boultona i Johna Wigginsa oraz pierwszego wokalisty Alana Marsha doskonale pasującego na tle gitar zostały zauważone. Nie jest to może wybitny i oryginalny heavy metal, jednak jest to zdecydowanie jeden z lepszych albumów drugiej sfery NWOBHM. Niestety Alan Marsh z niewiadomych przyczyn opuścił zespół, by wrócić ponownie dopiero w 1995 roku.

6,7/10

Komentarze