[Recenzja] Wolf (UK) - Edge of the World (1984)





























Tracklista:
1. Edge Of The World 03:47
2. Highway Rider 02:42
3. Heaven Will Rock'n'Roll 03:27
4. Shock Treatment 04:08
5. A Soul For The Devil 05:49
6. Head Contact (Rock'n'Roll) 03:18
7. Rest In Peace 04:04
8. Too Close For Comfort 03:05
9. Red Lights 02:59
10. Medicine Man 04:36

Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Chris English - śpiew
Simon Sparkes - gitara
Bill Keir - gitara, instrumenty klawiszowe
Stewart Richardson - bas
John Shearer - perkusja



Wyjątkowego pecha miał brytyjski Wolf, zespół prezentujący granie bliższe tradycyjnego rocka lat 70-tych niż nowofalowego heavy metalu. Uzyskanie kontraktu w tamtym czasie już było ogromnym wyczynem, nie dziwi więc fakt, że zespół działający od 1977 roku, wydał swój debiut dopiero kilka lat później. Nie powinno też dziwić, że dzisiaj o grupie nie wie prawie nikt, a właściwie tylko zapaleńcy NWOBHM. Jednak nie jest to jedyna kapela w Wielkiej Brytanii, którą okrył mrok zapomnienia. Irracjonalne jest natomiast to, że w ostateczności ich jedyną w dorobku płytę wydała belgijska wytwórnia Mausolem stanowiąca raczej opozycję dla wytwórni z Wysp Brytyjskich. Nawet dla Anglii grupa została anonimowa, bowiem w tym kraju ten LP się nie ukazał. Nie wspominając już o tym, że grupa była zmuszana do parokrotnego zmieniania nazwy.

Album nie ma w sobie pazura i rockowego polotu, jest również wyprodukowany słabiutko. Szkoda, bo kompozycyjnie płyta bardzo udana, co słychać szczególnie w utworach z dominacją klawiszy. Pochwalić również należy świetny wokal English'a oraz niezłe sola gitarowe. Riffy natomiast są tu bardzo ograne i typowe dla końca lat 70-tych i początku 80-tych. Dowodem na to może być "Highway Rider" czy "Heaven Will Rock'n'Roll". Są jednak kawałki warte uwagi, w których dostrzegamy prawdziwy potencjał muzyków. "A Soul For The Devil", jako najdłuższy numer na albumie wypada tu najlepiej. Na wstępie słyszymy ciekawe partie klawiszowe nadające tajemniczości i epickości utworu. Również English w zwrotkach śpiewa tajemniczo, przygotowując nas zarazem na prawdziwą eksplozję emocji w refrenie. Istotną rolę pełni tu melodia, jak zresztą już w otwierającym "Edge Of The World". Sam kawałek jest dość delikatny i w zasadzie ostro wyszedł tylko zadziorny "Too Close For Comfort", najbardziej oddający rzeczywistą ideę nurtu NWOBHM. Na tym LP oprócz dobrego wokalu, tajemniczych partii klawiszowych i krótkich, zadziornych solówek, istotną rolę pełnią chórki. Słychać je najlepiej w "Rest In Peace" i to także jest udany, przyjemny numer. Dominują tu kawałki lekkie i melodyjnie, niestety znalazł się tu "Red Lights", utwór kompletnie pozbawiony sensu i treści i mam wrażenie, że to zwykły wypełniacz na płycie. Niesmak po nim na szczęście łagodzi świetny "Medicine Man", w takim nieco balladowym klimacie i ponownie z rewelacyjną melodią.

Ogólnie to grupa niczego oryginalnego nie prezentowała, ale niewątpliwie pewne umiejętności posiadała. Niestety niskobudżetowa produkcja, problemy z wytwórniami, jak i niemodny już wtedy styl grania zaważył o małej popularności tego zespołu. Może gdyby grupie udało się podpisać kontrakt parę lat wcześniej... Kolejna kapela której potencjał został zmarnowany. Nawet jakiejkolwiek muzycznej pamiątki po tych nagraniach próżno szukać. Chyba, że w postaci mp3...


8/10




Komentarze