[Recenzja] Tygers of Pan Tang - Wild Cat (1980)




(zobacz również--> "10 zespołów NWOBHM wartych uwagi")

Tracklista:
1.Euthanasia 3.44
2.Slave to Freedom 5.55
3.Don't Touch Me There 2.58
4.Money 3.18
5.Killers 6.36
6.Fireclown 3.15
7.Wild Catz 3.06
8.Suzie Smiled 5.12
9.Badger Badger 4.10
10.Insanity 6.26

Rok wydania: 1980
Gatunek: Heavy Metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:

Jess Cox - wokal
Robb Weir - gitara
Richard "Rocky" Laws - bas
Brian Dick - perkusja



Rok 1980 to rok szczytowy dla NWOBHM. Był to najlepszy czas dla młodych, brytyjskich grup, których powstawało wtedy setki, a te bardziej uzdolnione miały duże szanse zdobyć pewną popularność. Tak było z Tygers Of Pan Tang, który debiutem "Wild Cat" oraz drugim LP "Spellbound" z 1981 zapewnił sobie miejsce w czołówce NWOBHM. Na "Wild Cat" nie ma nic odkrywczego i nowatorskiego, ale na pewno jest to jeden z najlepszych albumów nurtu. Ponadto bardzo charakterystyczny dla NWOBHM - prosty, surowy z chłodnym i beznamiętnym wokalem Jess'a Coxa oraz bardzo typowymi i nieco monotonnymi zagrywkami Robba Weira.
"Euthanasia" to dobry rozkręcacz na początek, okraszony chwytliwym riffem i dynamiczną perkusją. Kolejne utwory są długie, bo w większości 5-cio i 6-cio minutowe co dowodzi "Slave To Freedom" czy "Killers". Oba kawałki jednak budują napięcie. W "Slave To Freedom" mamy interesujące zmiany tempa i flażolety, natomiast "Killers" posiada charakterystyczny, kąśliwy basowy wstęp oraz dość niepokojący i złowieszczy klimat. Podobnie jak w Saxon, ważną rolę pełni sekcja rytmiczna, która sprawuje się tu bardzo dobrze. Często granym na koncertach jest utwór "Suzie Smiled", ogólnie lubiany zarówno przez twórców jak i przez publiczność. Ja jednak nie podzielam tej sympatii. Główny riff jest zbyt prymitywny, a sam kawałek nudny, co podkreśla nieciekawa barwa głosu Coxa. O ile w "Killers" potrafił oddać nutkę mroku, o tyle tutaj wypada blado. Przyjemnym kawałkiem jest "Don't Touch Me There" w klimacie rock'n'roll'a. Jednak na wyróżnienie zasługuje "Insanity". Niesamowity klimat i napięcie tworzą tu efekty gitarowe i tym razem beznamiętny głos Coxa sprawdza się tu rewelacyjnie.

Na krążku brak obowiązkowej wręcz na płytach NWOBHM ballady, brak również radiowych, przebojowych utworów. Owa przebojowość ujawniła się rok później na płycie "Spellbound", kiedy to do zespołu dołączył świetny wokalista John Deverill oraz niesamowity gitarzysta John Sykes, znany później z Thin Lizzy. Od tego czasu grupa przyjęła łagodniejszą, rockową formułę, co nie przeszkadzało "Spellbound" konkurować nawet z płytami Saxon.

7/10

Komentarze