[Recenzja] Metallica - Master of Puppets (1986)




























Tracklista:
1. Battery 5:12
2. Master of Puppets 8:35
3. The Thing That Should Not Be 6:36
4. Welcome Home (Sanitarium) 6:27
5. Disposable Heroes 8:16
6. Leper Messiah 5:40
7. Orion 8:27
8. Damage, Inc 5:32

Rok wydania: 1986
Gatunek: Thrash Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
James Hetfield - śpiew, gitara rytmiczna
Lars Ulrich - perkusja
Cliff Burton - gitara basowa
Kirk Hammett - gitara prowadząca

W 1986 roku Metallica dokonała epokowego osiągnięcia, jakim było nagranie albumu "Master of Puppets". To przełomowy album w karierze zespołu i z pewnością dojrzalszy od poprzedników. Niemniej, łatwo zauważyć pewną zależność pomiędzy tym albumem a poprzednikiem. "Battery" posiada charakterystyczny, prawie punkowy klimat dobrze znany z "Fight Fire With Fire". Obecna jest również pół - ballada "Welcome Home (Sanitarium)". Na "Ride the Lightning" takową rolę pełnił "Fade to Black". Zespół zamieścił - podobnie jak na poprzedniku - utwór instrumentalny, a jest nim "Orion". Jak widać, cechy charakterystyczne, klimat i ułożenie utworów Metallica odzwierciedliła z poprzedniej płyty, jednak same kompozycje tu zawarte zdecydowanie różnią się i są bardziej urozmaicone.

W "Master of Puppets" zwraca uwagę balladowe przejście, wkraczające po jakże ciężkiej łupaninie. Sam utwór zawiera w sobie mnóstwo agresji ale i melodii, co świadczy tylko o dojrzałości kompozytorskiej i wykonawczej muzyków. "The Thing That Should Not Be" trochę monotonny, ale przyciąga swoją specyfiką i zmieniającym się rytmem. "Welcome Home (Sanitarium)" to mistrzowska ballada i zarazem mój ulubiony utwór na płycie. Choć nie od dziś wiadomo, że główny riff bardzo przypomina "Rainbow Warrior" brytyjskiej i mało znanej grupy Bleak House to jednak zupełnie mi to nie wadzi. Zespół pięknie rozbudował tę kompozycję oraz zachował idealną spójność między balladowym graniem a agresywnymi przejściami.

Mocnym punktem jest znakomity "Orion", posiadający surowy i gniewny początek i zakończenie. Najciekawsza jest jednak środkowa część utworu, w której Cliff Burton ma pole do popisu. Po raz kolejny udowodnił, że jest rewelacyjnym basistą i pokazuje, że na czterech strunach można grać melodyjnie. Również sola gitarowe są na wysokim poziomie. "Damage, Inc" zamyka album i podobnie jak pierwszy kawałek, naładowany jest thrashowo- punkowa wściekłością.

Nie pochwaliłem jeszcze sprawnej gry Urlicha i świetnego wokalu Hetfielda. Wszyscy czterej panowie odwalili tu kawał dobrej roboty i słychać, że dopracowali każdy szczegół, by krążek był majstersztykiem.

8,8/10

Komentarze

  1. Bezsprzecznie - kamień milowy w historii gatunku. Zawsze chętnie wracam do tej płyty. Najlepszą jej recenzją niech będą słowa mojego śp. taty - "Nie lubię tego typu muzyki, ale ci muzycy na prawdę umieją grać i pomimo energetycznego przypału jest na czym ucho zawiesić" :) Falcon

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z moich ulubionych albumów metalowych. Dobra recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię tę płytę, chociaż nie jest to mój ulubiony album Mety.

    Mimo niezaprzeczalnej wartości kilku kompozycji, to wydaje mi się, że "Ride the Lightning" był nieco ciekawszy, "...And Justice For All" bardziej hipnotyzujący, a "Czarny Album" miał więcej przyciągających uwagę melodii.

    Na pewno "MoP" ma wielkie znaczenie dla muzyki metalowej i jej popularyzacji, aczkolwiek uważam, że - ze względu na wpływ, jaki wywarła - jest nieco przeceniana i nazbyt wywyższana.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz