[Po pierwszym odsłuchu...] #8

Toad - Toad (1971)

Lata 70-te to dominacja hard rocka połączonego z rockiem progresywnym i pod tym względem Toad nie był wyjątkiem. Pierwsze skojarzenia, jakie mam przy słuchaniu debiutanckiego albumu tej szwajcarskiej grupy to zespół Budgie. Chodzi głównie o gitarzystę, który zdecydowanie wybija się tu na pierwszy plan. Vic Vergeat wycina tutaj tak "pokręcone" riffy i solówki, jakimi może poszczycić się jedynie Tony Bourge. "Cotton Wood Hill" jasno pokazuje swą specyfikę przekazu. Oprócz specyficznej gry gitary, w środku utworu występują chórki charakterystyczne także dla grupy Budgie. Sola gitarowe niekiedy są udziwnione aż do przesady, w niektórych utworach tj. "They Say I'm Mad" obecny jest także ich przesyt. Vic Vergeat nie daje szansy pokazania swych umiejętności pozostałym muzykom i chociaż jest znakomitym gitarzystą, czasami jego solówek ma się po prostu dość. Nie powinno dziwić, że mocno wzoruje się on na Jimim Hendrixie, gdyż najpopularniejsze utwory grupy są coverami właśnie Jimiego Hendrixa. W stylu gry Vica można dopatrzeć się wyraźnych wpływów funk rocka, co dobitnie pokazuje częste wykorzystywanie tzw. "kaczki" i efektu wah-wah. W Pig's Walk pole do popisu ma również perkusista. Cosimo Lampis zarówno tu, jak i na całej płycie odwala kawał dobrej roboty. Oprócz mocnego jak na tamte czasy grania obecna jest też jedna spokojna ballada - "The One I Mean" oraz bardzo rozbudowany "Life's Goes On" także zawierający balladowy fragment. Utwory te są doskonałą odskocznią i pokazuje talent muzyków również w tej dziedzinie. Płyta, choć niepozbawiona wad - z czego największą jest zbyt duża ilość solówek - jak najbardziej warta uwagi dla fanów gatunku.

Komentarze