[Relacja] 22.04.2017 Tygers of Pan Tang, Metalmania 2017 - Spodek, Katowice

Metalmania jest corocznym festiwalem muzyki metalowej i hardrockowej odbywającym się od 1986 roku. 22 kwietnia 2017 roku w katowickim Spodku miała miejsce 23 edycja tego wydarzenia. Była to nie lada gratka dla fanów muzyki metalowej, gdyż ostatnia edycja odbyła się w 2008 roku. Po 9 latach od tamtego wydarzenia w katowickim Spodku znów wybrzmiały ociężałe dźwięki gitar oraz perkusyjny łomot. Tego dnia wystąpiło aż 21 zespołów - 11 z nich na scenie głównej, 10 na drugiej, mniejszej scenie. Zespoły te w większości był reprezentantami black i death metalu. Wśród grup wykonujących tę mroczną, ociężałą i niepokojącą muzykę pojawił się zespół grający odmiennie od reszty - lżej i bardziej przebojowo. Zespół istniejący od 1978 roku, legenda New Wave of British Heavy Metal, na którą jako maniak tego nurtu, czekałem z największym podekscytowaniem - Tygers of Pan Tang. Zespół najstarszy stażem, ale z pewnością młody duchem, co udowodnił podczas swojego występu.

Tygers of Pan Tang (fot. Karol Makurat (tarakum.pl)

W napięciu można było obserwować przygotowania grupy do występu. Wreszcie na scenę przyszedł Łukasz Orbitowski prowadzący całą imprezę, by zapowiedzieć zespół. Zasłużony zespół, któremu zawsze wiatr wiał w oczy - oznajmił.
Robb Weir, Jacopo Meille (fot. Karol Makurat (tarakum.pl)
Tygersi nie patyczkowali się z fanami i od razu zapodali "Gangland". Lepszego utworu na otwarcie nie mogło być. Prawdziwy dynamit, który na koncertach zyskuje jeszcze bardziej. Świetnie ogląda się atak dwóch gitar oraz z niewysłowioną przyjemnością podziwia sekcję rytmiczną, która robi tu dobrą robotę. Ekipa dostarczyła mnóstwo energii, która udzieliła się publice. Po tej dawce wściekłego hard rocka grupa zwolniła i zapodała kolejny hit - "Love Don't Stay". Ten rytmiczny i chwytliwy numer spowodował znakomitą zabawę pod sceną.


Robb Weir, Jacopo Meille (fot. Karol Makurat (tarakum.pl)

Robb Weir, Gav Gray (fot. Karol Makurat (tarakum.pl)
Następnie przyszła kolej na kawałek z nowej płyty, a był nim "Only The Brave". Na ostatnim albumie Tygrysów znalazły się momenty wręcz heavy metalowe, dlatego też utwór ten wydał się ostrzejszy od pozostałych. Sporo frajdy dostarczyły takie kawałki jak "Euthanasia" czy "Suzie Smiled". Grupa, odkąd koncertuje w tym składzie, wykonuje te utwory w nieco innych - moim zdaniem bardziej atrakcyjnych - aranżacjach od tych zawartych na debiutanckiej płycie. Duże zasługi ma w tym włoski wokalista Jacopo Meille, współpracujący z Tygersami od 2004 roku. Wnosi on sporo świeżości, melodii i wirtuozerii i niezaprzeczalnie jest wokalistą utalentowanym. Słychać to było na owym występie i jestem pewien, że ten wokalista wyciągnąłby zespół z największej wpadki. Ponadto zagrzewa on publiczność do wspólnej zabawy.Współpraca gitarzystów również robi wrażenie - widać, że Robb Weir i Micky Crystal są świetnie ze sobą dogadani i ładnie wzajemnie się uzupełniają w swej grze. Ogólnie można powiedzieć, że obecny skład jest naprawdę zgrany i udany.
Jacopo Meille, Micky Crystal (fot. Karol Makurat (tarakum.pl)

Jacopo Meille, Micky Crystal (fot. Karol Makurat (tarakum.pl)

Kolejnym dynamitem był "Hellbound" z drugiego albumu grupy. Tu, jak przy "Gangland", popis dała sekcja rytmiczna. Po takim czadzie przyszedł niestety czas na ostatni utwór, a był nim "Love Potion No. 9", cover zespołu The Clovers i obowiązkowy element koncertów Tygersów.
Craig Ellis, (fot. Karol Makurat (tarakum.pl)

Craig Ellis, Jacopo Meille, (fot. Karol Makurat (tarakum.pl)
Panowie grali zaledwie 30 minut, jak i kilka innych zespołów, stąd zrozumiałe jest, że chciałoby się więcej i dłużej. Odczuwam niedosyt, choć z drugiej strony rozumiem, że organizatorzy Metalmanii, aby urządzić to wspaniałe widowisko z tyloma zespołami, musieli czas występu niektórych ograniczyć. 

Nagłośnienie, choć nie najgorsze, mogło być lepsze. Dobrze był słyszalne perkusja, wokal i bas, natomiast nie zawsze było słychać gitarzystów, zwłaszcza w ich solowych popisach. Widoczne też były problemy techniczne gitarzysty Micky'ego Crystala - kabel w gitarze mu nie "stykał", co powodowało, że wydobyte przez niego dźwięki czasem się urywały. Ogólnie natomiast, mimo tego dość krótkiego czasu, Tygers of Pan Tang dostarczył fanom dobrej zabawy. 

Komentarze