[Recenzja] Anvil - Metal On Metal (1982)






















Tracklista:
1. Metal on Metal 03:56
2. Mothra 05:08
3. Stop Me 05:26
4. March of the Crabs 02:33
5. Jackhammer 03:33
6. Heat Sink 03:57
7. Tag Team 04:09
8. Scenery 04:42
9. Tease Me, Please Me 04:53
10. 666 04:46

Rok wydania: 1982
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Kanada

Skład zespołu:
Steve "Lips" Kudlow - śpiew
Dave Allison - gitara
Ian Dickson - bas
Robb Reiner - perkusja

Początki kanadyjskiego Anvil sięgają roku 1973, kiedy to Steve Kudlow i Robb Reiner zaczęli wspólnie grać, co poskutkowało w 1978 roku oficjalnym jego zaistnieniem, wówczas pod nazwą Lips. Pod tym szyldem został pierwotnie wydany w 1981 roku debiut zespołu "Hard 'N Heavy". Krótko po podpisaniu kontraktu formacja zmieniła nazwę na Anvil i można powiedzieć, że od tego czasu stała się prawdziwym kowadłem, a "Metal On Metal" można uznać za "prawdziwy" debiut zespołu.

Chociaż trudno o jakieś nowatorstwo na tym albumie, a wręcz jest on niepozbawiony pewnej sztampowości, to jednak nie sposób odmówić mu solidności wykonania. W końcu to Anvil wywarł wpływ na muzykę takich zespołów jak Metallica, Slayer czy Pantera. Tytułowy "Metal on Metal" może i trochę razi trywialnością, ale jest swego rodzaju hymnem, a jego toporność sprawia, że mamy do czynienia z dosyć solidnym heavy metalem. "Mothra" to już bardziej urozmaicony numer, w którym możemy się dopatrzyć pobrzmiewań w stylu Judas Priest czy Motörhead. Charakteryzują go energiczne riffy, szybkie sola i liczne przejścia. Zespół pokazał tu swoje prawdziwe oblicze. Anvil uspokaja się w nostalgicznej, lecz ciągle żwawej balladzie "Stop Me". Ciekawy to utwór, mimo, że mniej tu popisów technicznych, a nacisk kładziony jest na melodie. Są za to staranne sola gitarowe. Instrumentalny "March of the Crabs" to niewątpliwie mocny punkt albumu. Głośna sekcja rytmiczna i cięte gitary to jego atuty. Zagrane jest to wszystko w podniosły sposób i co ważne, wszystko słychać jak należy - żaden z instrumentów nie wysuwa się na pierwszy plan. Każdy instrument bowiem ma tu istotną rolę.

"Jackhammer" nieco różni się od poprzednich utworów głównie ze względu na swoje hard rockowe zabarwienie. Riff kojarzy się z muzyką gitarową z początku lat 70-tych, a Kudlow właściwie skanduje, a nie wyśpiewuje swoje wersy, zwłaszcza w zwrotce. Refren już ma więcej melodii, a sam kawałek choć odbiega stylistycznie od swych poprzedników, to pod względem energii jest równie mocny. Sprawa ma się podobnie w dość chaotycznym  "Heat Sink". 

"Tag Team" to powrót do wolniejszego grania. Swą topornością przypomina tytułowy "Metal on Metal", jednak pod względem kompozycyjnym na pewno wypada znacznie lepiej. Ciężka zagrywka i silne akcentowanie to zdecydowanie coś, co przykuwa uwagę. Stylistycznie też utwór jest bardziej złożony. Mamy tu dobrze dopasowane sola gitarowe do motywu przewodniego i bardzo dobry refren. To są cechy które wyróżniają "Tag Team".

"Scenery" to lżejszy, rockowy i raczej niewiele wnoszący numer. O innym niż metalowe zabarwieniu jest również "Tease Me, Please Me" podszyty rock'n'rollem. Ten wypada znacznie ciekawiej. 

Opętańczy "666" zamyka album. Może nie ma tu totalnej apokalipsy, ale jest naprawdę złowieszczo.

"Metal On Metal" jest solidnym heavy metalowym albumem. Choć nie pozbawiony wad i pewnej dozy prymitywności, to zawiera tak naprawdę wszystko, co powinien mieć rasowy heavy metal. A mowa tu o ostrych, ciętych gitarach oraz głośnej, ale precyzyjnej perkusji. Krążek mimo słabszych momentów jest też dosyć równy. Pozycja może niedoskonała, ale bardzo wpływowa, co czyni ją obowiązkową dla każdego maniaka heavy metalu.

8/10


Komentarze