[Recenzja] Anvil - Strength of Steel (1987)

 














Tracklista:
1. Strength of Steel 03:30
2. Concrete Jungle 05:21
3. 9-2-5 02:57
4. I Dreamed It Was the End of the World 04:14
5. Flight of the Bumble Beast 02:25
6. Cut Loose 03:29
7. Mad Dog 03:14
8. Straight Between the Eyes 03:19
9. Wild Eyes (The Stampeders cover) 03:26
10. Kiss of Death 05:21
11. Paper General 04:49

Rok wydania: 1987
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Kanada

Skład zespołu:
Steve "Lips" Kudlow - śpiew, gitara
Dave Allison - gitara
Ian Dickson - bas
Robb Reiner - perkusja


Po problemach prawnych oraz wewnętrznych konfliktach w zespole, Anvil zszedł ze sceny, a powrócił na nią, gdy power i thrash metal był już bardzo rozwinięty. Amerykańską scenę wypełniały więc liczne, ciężko grające zespoły, a co za tym idzie, Anvil, który przecież dał podwaliny pod wyżej wymienione gatunki, został w tyle. Nie miał już takiej siły przebicia jak kiedyś i był i właściwie ciągle jest na uboczu.

Płyta "Strength Of Steel" nie przyciąga uwagi w takim stopniu jak dwa poprzednie albumy. Chociaż nie sposób odmówić jej solidności wykonania, to jest ona dosyć wyblakła. Kompozycje są trochę mało wyraziste i produkcja jakby uboższa, porównując z poprzednimi dokonaniami.

"Strength of Steel" jest jeszcze poprawnym otwieraczem, choć nie przyciąga tak uwagi jak np. "Metal On Metal". Nietuzinkowy i jakby psychodeliczny "Concrete Jungle" stanowi dość jasny punkt albumu. Może nawet zwracać pewną uwagę swą tajemniczością, jednak Anvil ma lepsze dokonania nawet w takiej stylistyce. "9-2-5" pomimo swej niewątpliwej energii to kawałek dosyć niemrawy. Z założenia epicki, ale tylko z założenia "I Dreamed It Was the End of the World" jest totalnie nijaki. 

Tradycją na albumach Anvil stało się zamieszczanie utworu instrumentalnego. Taką rolę na "Strenght of Steel" pełni "Flight of the Bumble Beast". Może jakoś szczególnie nie razi, ale jest jakiś niedosyt w tym wszystkim, zwłaszcza jeśli porówna się z poprzednimi epickimi instrumetalami, w których członkowie czuli się jak ryba w wodzie i odwalali kawał solidnej roboty. Anvil stał się sztampowy, co słychać w "Cut Loose".

"Mad Dog to całkiem poprawny rock'n'roll, ale od heavy metalowej potęgi mamy prawo wymagać więcej. Jasnym punktem albumu jest "Straight Between the Eyes", w którym są nawiązania do starego dobrego Anvila. Mamy jakieś namiastki tej mocy, jaką zespół miał w latach swojej świetności, są także wyborne sola gitarowe i epicki refren. Złowieszczy i tajemniczy "Kiss of Death" również przypomina o najlepszych dokonaniach Anvil. Zespół, jak widać, potrafi jeszcze wykrzesać z siebie dawną moc. I epickość, bo i tej w tej intrygującej kompozycji nie brakuje.

Płytę kończy "Paper General" i w nim tak jakby grupa nie wiedziała co grać. Z jednej strony jest epicko, z drugiej utwór przeistacza się w szybkiego hard rocka. Może gdyby rozdzielić te części i zrobić dwa osobne utwory, byłoby z tego coś?

"Strenght of Steel" niestety nie sprostało zadaniu, by chociaż zbliżyć się do poziomu dwóch poprzednich wydawnictw grupy. Próżno szukać tu energii, jaką zespół niegdyś powalał. Mamy tu przeciętny, heavy metal, nic więcej.  

5/10

Komentarze