[Recenzja] Saxon - Carpe Diem (2022)






















Tracklista:
1. Carpe Diem (Seize the Day) 04:42
2. Age of Steam 04:08
3. The Pilgrimage 06:28
4. Dambusters 03:19
5. Remember the Fallen 05:15
6. Super Nova 04:21
7. Lady In Gray 05:12
8. All for One 03:42
9. Black is the Night 04:12
10. Living on the Limit 02:55

Rok wydania: 2022
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:

Biff Byford - wokal
Paul Quinn - gitara
Doug Scarratt - gitara
Nibbs Carter - gitara basowa
Nigel Glockler - perkusja


Ta ekipa jest po prostu nie do zdarcia. Zaledwie rok temu Saxon wydał płytę z coverami "Inspirations" zagraną w bardzo swojskim stylu, a już pojawił się dwudziesty trzeci studyjny krążek grupy. Jednak nie sama ilość płyt i częstotliwość ich wydawania robi wrażenie, a również zawartość muzyczna oraz wyborna forma muzyków.

Na sam początek trzeba powiedzieć, że na tegorocznym krążku Saxon po prostu gra swoje, nie próbując na siłę się do kogoś upodobnić. Nie eksperymentuje, jakby mając świadomość poprzez doświadczenia z przeszłości, że takowe eksperymenty kończą się źle. Zespół jest również świadom, że nie dorówna heavy metalowym gigantom, stąd na albumie nie ma nawet prób zbliżenia się do wybitności. Co za tym idzie, zaskoczenia i rewelacji tu nie ma i bardzo dobrze - nie chcielibyśmy bowiem dostać czegoś eksperymentalnego czy za wszelką cenę wybitnego, bo nie byłoby to szczerze ze strony Saxon. A ten album właśnie taki jest - szczery, zagrany od serca i słychać, że komponowanie sprawia muzykom autentyczną radość, nawet, jeśli nie jest to doskonałe. Bo doskonałego albumu zespół nigdy nie nagrał, ale dostarczył wiele wydawnictw z prostodusznym hard rockiem i heavy metalem zagranym z prawdziwą pasją. 

Tytułowy "Carpe Diem (Seize The Day)" którego mieliśmy okazję usłyszeć pod koniec ubiegłego roku dał nam jasno do zrozumienia, że to będzie wciąż ten sam stary, klasyczny, dobry, heavy metalowy Saxon. Szybkie tempo i dynamiczny riff na wstępie, który spokojnie mógłby powstać w latach 80-tych to kwintesencja stylu zespołu. Bardziej mrocznemu i rozbudowanemu "Age of Steam" już bliżej do nowoczesnego metalu. Maniacy klasycznego heavy mogą się poczuć nieco rozczarowani, ale utwór w pewien sposób intryguje i docenia się go wraz z kilkoma kolejnymi przesłuchaniami. Prawdziwą perełką na płycie jest "The Pilgrimage". Nie jest to zbyt skomplikowana kompozycja, ale mega epicka i klimatyczna. Patos i rycerskość w niej zawarte bardzo kojarzą się z "Crusader", a więc mamy odwołanie do klasyki i najlepszych lat zespołu (choć od "Crusader" zaczęła się dla Saxon niechlubna epoka). Super jest tu budowanie napięcia i dostojny to utwór. Dobrą robotę robi pulsujący bas. Świetne jest też zwolnienie w środkowej części kawałka i wkraczające długie, intrygujące solo. Wyśmienicie się tego słucha. "Dambusters" to krótki, cięty utwór i w takich numerach grupa zawsze sprawdzała się dobrze. Następnie wjeżdża "Remember the Fallen" i znowu aż do bólu klasyczny, saxoński riff, ale właśnie tego oczekujemy od tej formacji. Gdyby kawałek ukazał się na "Wheels of Steel" czy "Denim and Leather" spokojnie zostałby jednym z największych przebojów Saxon. "Super Nova" to killer na albumie posiadający trochę tego mroku i nowoczesności "Ages of Steam, ale słychać pewne przebłyski klasycznych dokonań grupy. Wydawnictwo zamyka sprawnie zagrany, dynamiczny i znów bardzo saxonowy "Living on the Limit".

Doskonała jest forma muzyków. To zdumiewające, że pomimo upływu lat są oni w stanie grać i śpiewać z taką werwą, energią i zapałem. Gitarzyści Quinn i Scarratt idealnie się uzupełniają w znakomitych riffach i porywających solach gitarowych. Bas Cartera dudni jak należy, Glocker bębni z odpowiednim wyczuciem. Grzechem jest nie wspomnieć o Biffie Byfordzie, którego wokal nigdy się nie starzeje. To coś niebywałego, że facet w jego wieku i po tak dużej ilości nagranych materiałów wciąż śpiewa wybornie i nie daje się usłyszeć żadnego fałszu czy zmęczenia materiału. Produkcja jest wyśmienita, gitary są wyraziste, bas dudni jak należy, idealnie słychać syki blach, no i wokal świetnie wyeksponowany. Na "Carpe Diem" nie ma tak naprawdę żadnego słabego numeru, nie ma również numeru totalnie powalającego na kolana. Powstał po prostu kolejny, solidny album Saxon w stylu, do jakiego przyzwyczaił wieloletnich fanów, który zyskuje wraz z kolejnymi przesłuchaniami.


9/10

Komentarze