[Artykuł] Czy tylko ja nie lubię Iron Maiden?

                            Czy tylko ja nie lubię Iron Maiden?

Eddie, popularna maskotka Iron Maiden (autor grafiki zakazu - OpenClipart-Vectors, Pixabay)



















Trudno dziś sobie wyobrazić heavy metal bez Brytyjczyków z Iron Maiden. Nie trzeba chyba wspominać o zasługach grupy, jeśli chodzi o muzyczny wkład w rozwój rocka i metalu. Oczywistym jest więc fakt, że każdy heavy metalowiec zapytany o swoje ulubione zespoły, wymieni Ironów jako jednych z pierwszych. Czy można jednak kochać heavy metal nie przepadając za Iron Maiden? Można. Jestem tego przykładem.

Celem niniejszego artykułu nie będzie hejtowanie tej zasłużonej formacji, a poruszenie kwestii, która zastanawia mnie od lat. Nigdy bowiem nie spotkałem się z kimś, kto by tak jak ja bezgranicznie kochał klasyczny heavy metal nie trawiąc jednocześnie jednego z najbardziej zasłużonych zespołów w tym gatunku. Może się nie znam, może nie jestem godzien nazywać się heavy metalowcem? To już pozostawiam do indywidualnej oceny, mało mnie jednak ona interesuje.

Zacznijmy więc od początku. Od lat jestem maniakiem zespołów New Wave of British Heavy Metal. Okres, gdy Żelazna Dziewica była jednym z przedstawicieli tego nurtu, a więc wydanie płyt "Iron Maiden" (1980) oraz "Killers" (1981) z Paulem Di'Anno na wokalu, bardzo przypada mi do gustu. Jednak od czasu ery Bruce'a Dickinsona (1982 rok i płyta "The Number of the Beast) mam spory problem z twórczością zespołu. I oczywiście, nie chodzi o samego wokalistę, który dysponuje przecież jednym z najpotężniejszych i najlepszych głosów w heavy metalu. Teoretycznie Iron Maiden właśnie wtedy poszedł w stronę klasycznego heavy, co przecież powinno mi się podobać. Wielokrotnie zastanawiałem się, co przyczynia się do tego, że jest dokładnie odwrotnie i mogę tu wymienić kilka czynników, które mnie rażą, domyślam się natomiast, że zapewne dla większości wielbicieli gatunku będą one stanowić zalety:


1. Maniera wokalna Dickinsona
Bruce Dickinson to wokalista mega utalentowany, a jego wielooktawowy głos jest jednym z najwybitniejszych w heavy metalu i znakiem rozpoznawczym grupy. Jednak sama jego barwa może nieco irytować, a już zwłaszcza, gdy w wielu utworach nieznośnie przeciąga melodię lub wydaje charakterystyczne okrzyki. Refreny "Run To the Hills", "Fear of the Dark", "Wasted Years" czy okrzyk w "Seventh Son of a Seventh Son" w 2:22 przyprawiają mnie o mdłości. Może fajnie się to śpiewa na koncertach, jednak te fragmenty na płytach ciężko mi zdzierżyć.

2. Riffowe "galopady"
Choć same w sobie są naprawdę super i świetnie się ich słucha (takie "The Trooper" czy "The Evil That Men Do" wypadają wyśmienicie), to zespół nadużywa ich w wielu kompozycjach. Czasem na jednym albumie można znaleźć kilka kompozycji w tym stylu. Przedawkowanie tego typu motywów może znużyć.

3. Powtarzalność motywów
Wiele zagrywek jest do siebie podobnych, czy to gitarowych, czy basowych czy nawet perkusyjnych. Dużo lekkiego autoplagiatu, jak np. fragmenty "Seventh Son of a Seventh Son" i "Mother Russia" oraz przyspieszenie w "No Prayer for the Dying" i "Afraid to Shoot Strangers", czy wokal w "Hallowed Be Thy Name" i "Rime of the Ancient Mariner". Ktoś może powiedzieć, że zespół po prostu ma własny styl jak AC/DC czy Motorhead. Wymienione zespoły grają/grały jednak inny gatunek, wręcz można powiedzieć, wymagający powtarzalności, bezkompromisowości, bezpretensjonalności i braku silenia się na jakieś nowatorstwo. Heavy metal wykonywany przez Iron Maiden wyżej zawiesił poprzeczkę, więc powinien być bardziej urozmaicony, w innym wypadku męczy lub nuży.

4. Dłużyzny
To jest prawdziwa zmora szczególnie tych nowszych albumów grupy. Formacja sili się na epickość, patos i granie progresywnego metalu, który ewidentnie jej nie wychodzi. Przykladow mamy mnoóstwo - "To Tame a Land", "Rime of the Ancient Mariner", "Alexander the Great", "Seventh Son of a Seventh Son", nie wspominąjac już o prawdziwych kolosach jak "The Red and the Black" (13:33), "Empire of the Clouds" (18:01) z "The Book of Souls" oraz "Hell on Eath" (11:19) i "The Parchment" (12:38) z "Senjutsu". IM o wiele lepiej czuje  się  w krótkich, chwytliwych utworach. Z jednej strony można docenić ambicje kilkunastominutowych utworów zawierających wiele motywów (mowa o tych długich utworach, bo w tych krótkich są zbyt powtarzalni, co opisałem w poprzednim  punkcie - by nikt nie zarzucił ze przeczę samemu sobie :)) to niestety nie są to jakieś wybitne momenty, a muzycy też ostatnimi laty wypalili się kompozytorsko.

5. Nadużycia
Generalnie to może być podsumowanie wszystkich tych punktów. Za dużo wycia, za dużo "patatajów", za dużo gitarowych unisonów i niepotrzebne przeciąganie utworów na siłę. Ile razy można jeść wciąż tę samą potrawę?

Szczerze lubię niektóre kompozycje z Brucem Dickinsonem na wokalu. Nie jestem jednak w stanie zdzierżyć całych płyt zespołu z tym wokalistą. I podkreślam, chodzi w dużej mierze o inny styl owych albumów. O ile znajdą się osoby, które podzielają moje zdanie co do wymienionych przeze mnie czynników, to mimo tego uwielbiają one Mejdenów, a te powody nie przeszkadzają im w odbiorze twórczości formacji. Bo w końcu Dickinson operuje szeroką skalą głosu, bo "patataje" są fajne, bo warto powtarzać to, co dobre...Tak naprawdę wszystko można obrócić w zalety. Mnie jednak ciężko o takie podejście. Czy choć jedna osoba ma podobny problem z Iron Maiden? Zachęcam do dyskusji.



--------------------------------------------------------------------------------


Na koniec: Zawsze powtarzam, że z całego dorobku z Brucem można wybrać pojedyncze utwory i skompilować jeden naprawdę porządny album. Postanowiłem więc się trochę pobawić i stworzyłem sobie taką kompilację. Proszę jednak nie brać jej na poważnie, to tylko moja osobista lista, każdy może mieć własną. Lista kompozycji jest chronologiczna wraz z ukazywaniem się płyt, starałem się również, by całościowo album nie był za długi. Nie sądzę, bym coś istotnego pominął, ani że lista się zaktualizuje wraz z nowymi albumami Mejdenów - nie wydaje mi się, aby jeszcze nagrali coś interesującego (a wbijmy im delikatną szpileczkę na sam koniec ;) ). Moja lista przedstawia się następująco:

  1. Hallowed Be Thy Name
  2. Flight of Icarus
  3. The Trooper
  4. Aces High
  5. 2 Minutes to Midnight
  6. The Evil That Men Do
  7. Wasting Love
  8. Chains of Misery
  9. Judas Be My Guide
  10. Fear of the Dark
  11. The Mercenary
  12. Speed of Light



Komentarze

  1. W zasadzie mam te same zarzuty do tego zespołu, przy czym piszę to z pozycji kogoś, kto metalu już praktycznie przestał słuchać, co najwyżej przesłucha jakiś album czy wybrane kawałki raz na miesiąc, dwa lub pół roku. W przypadku Iron Maiden na każdej płycie są nagrania, które mnie wkurzają, ale zwykle też takie, których wciąż słucha mi się dość przyjemnie. Akurat w moim przypadku najbardziej korzystnie wypada debiut, debiut Dickinsona i Siódmy Syn. Kiedyś zrobiłem sobie playlistę z Ironami na jednym z serwisów streamingowych, wygląda to tak:

    1. The Number of the Beast
    2. 2 Minutes to Midnight
    3. Revelations
    4. Wasted Years
    5. Infinity Dreams
    6. Aces High
    7. The Prisoner
    8. Stranger in a Strange Land
    9. Seventh Son of a Seventh Son
    10. Children of the Damned
    11. 22 Acacia Avenue
    12. The Evil That Men Do
    13. Powerslave
    14. Halloween Be Thy Name
    15. Where Eagles Dare
    16. The Clairvoyant

    OdpowiedzUsuń
  2. Pan Raszko to znany przedstawiciel ciemnogrodu. Nie lubi pana Dickinsona nie że względu na jego talent tylko nazwisko. Dickinson to anagram Dick in son. Pan Raszko nie rozumie że rodzina to może być coś więcej niż wspólne obiady i spacery o zmroku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Iron Maiden był świetny, zwłaszcza z Paulem Di Anno. Gównem za to jest judas priest i co niektóre zespoły tutaj zachwalane.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz