[Recenzja] Tyran Pace - Long Live Metal (1985)




















Tracklista:

1. Shockwaves 4:02
2. Red Sweat 3:13
3. Play All Night 4:18
4. Law and Order 3:10
5. Wheels of Love 2:08
6. Hot to Rock 3:24
7. Shake Down 3:44
8. Night of the Wolves 3:08
9. Raid the Victims 3:21
10. Killers on the Highway 2:45

Rok wydania: 1985
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:

Ralf Scheepers - wokal
Oliver Kaufmann - gitara
Calo Rapallo - gitara
Andy Ahues - bas
Edgar Patrik - perkusja

"Long Live Metal" właściwie kontynuuje drogę obraną przez Tyran Pace na poprzedniku. Scheepers wciąż naśladuje Halforda, a gitarzyści Kaufmann i Rapallo Downinga i Tiptona. Robią to oczywiście w sposób niezbyt udolny, odnosi się jednak wrażenie, że grupa, może w nieznacznym stopniu, ale rozwinęła się. Kompozycje zawarte na albumie są ciekawsze niż na debiucie, bardziej zadziorne i wyraziste. Wciąż jednak są krótkie i cięte i właśnie w takich utworach grupa czuje się najlepiej. Brzmienie, chociaż ostrzejsze niż na "Eye to Eye", produkcyjnie nadal nie jest idealnie.

Do najciekawszych numerów należy otwierający wydawnictwo "Shockwaves". To solidny strzał między oczy i po prostu konkret, który pokazuje jak wygląda cała ta płyta. A jest na niej krótko, zwięźle i dynamicznie. Sekcja rytmiczna najbardziej tu wysuwa się na przód, gitary jakby schowane, ale nie tracą swego ostrego brzmienia. Świetny jest także "Red Sweat", prosty, ale niezwykle treściwy kawałek z ogranym jednak już riffem przez heavy metalowe zespoły. Odwołań do Judas Priest jest naprawdę dużo i dobitnie to pokazuje "Play All Night", zarówno w śpiewie Scheepersa jak i gry duetu Kaufmann-Rapallo. Nawet nieźle wychodzi ekipie Tyran Pace naśladowanie tej brytyjskiej legendy.

"Law and Order" to już bardziej ukłon w stronę Accept, zwłaszcza słychać to w chórkach. Skandujący "Hot to Rock" zawierający hasło będące tytułem owej płyty z jednej strony można uznać za żenujący hymn rocka, ale przypomnijmy, że Judas Priest, z którego grupa czerpie garściami, ma podobne grzeszki na sumieniu. A skoro publika mimo wszystko dobrze się bawi przy takim "Living After Midnight", to myślę, że i "Hot to Rock" znalazłby swoich zwolenników, jak i oczywiście przeciwników, którzy słysząc ten numer uśmiechnęliby się z politowaniem.

Totalnie nudny i bezbarwny "Shakedown" jest wyznacznikiem słabej części wydawnictwa. Nic bowiem dobrego nie można powiedzieć o tych kilku utworach i dobrze, że są one krótkie. W totalnie nieinteresującym "Night of the Wolves" najbardziej chyba drażnią wysokie rejestry Scheepersa. Kiczowato też wypada zamykający płytę "Killers on the Highway" w klimacie rock'n'rolla.

Ogólnie Scheepers nie poprawił się jeśli chodzi o formę wokalną. A już najbardziej irytujące jest jego wycie. Na najlepsze jego dokonania jak widać czas dopiero miał przyjść. Choć gitarzystów jest już tylko dwóch, nie trzech - grupę opuścili Michael D. Young oraz Frank Mittelbach, a dołączył Calo Rapallo - to ma się wrażenie, że tych gitar jest tu właśnie więcej niż na ugładzonym poprzedniku. Sekcja rytmiczna znów tu wybija się na pierwszy plan, co może trochę przeszkadzać, z drugiej jednak strony ma to swój klimat. Album jest surowy, ale chyba taki ma być. Pewien progres jeśli chodzi o względy kompozycyjne, bo wykonawczo dalej pozostaje wiele do życzenia.

7/10

Komentarze