[Recenzja] Witchfinder General - Death Penalty (1982)


























(zobacz również--> "10 zespołów NWOBHM wartych uwagi")
Tracklista:


1. Invisible Hate 06:05
2. Free Country 03:10
3. Death Penalty 05:35
4. No Stayer 04:25
5. Witchfinder General 03:51
6. Burning a Sinner 03:28
7. R.I.P. 04:04

Rok wydania: 1982
Gatunek: Heavy Metal / Doom metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Zeeb Parkes - śpiew
Phil Cope - gitara, bas
Steve Kinsell - perkusja


"Death Penalty" z 1982 roku jest jednym z oryginalnych albumów sfery NWOBHM. Nie wnosi on wprawdzie do muzyki zbyt wiele, pozwala sobie przypomnieć, że kiedyś istniał gatunek zapoczątkowany przez Black Sabbath, nazwany później doom metalem. Czy to jest w pełni doom? Nie do końca, bo jednak naleciałości heavy tu słychać, a i produkcja albumu jest bardzo typowa dla NWOBHM. Płyta jest dość równa i dobrze zgrana, natomiast są tu również słabsze momenty. Bardzo soczyście zespół wypada w takich numerach jak "Invisible Hate" czy utworze tytułowym, który mógłby stanowić pewną definicję grania NWOBHM podsiąkniętego doomem. Pod tym względem grupa ma pewne punkty wspólne z Pagan Altar, ten drugi jednak stał na wyższym poziomie. "Witchfinder General" to swego rodzaju motto grupy, zwróćmy uwagę na dość ciekawy sposób śpiewania Parkesa, mimo utworu o niezbyt wygórowanym poziomie. "Free Country" to kawałek stylistycznie najbliższy idei nurtu - krótki, chwytliwy i trzeba przyznać, że na swój sposób interesujący. Słaby natomiast jest "No Stayer", w którym słyszymy naleciałości rocka progresywnego na samym wstępie, przypominające nieco dokonania nie tylko Black Sabbath, ale również Led Zeppelin czy Scorpions z debiutu. Później jednak utwór staje się nieciekawy, brak w tym oryginalnej melodii czy riffu. Podobnie "R.I.P.", w którym członkowie próbują być mroczni i epiccy. Nie są tacy. Są prymitywni.

Dobrze sprawuje się sekcja rytmiczna, zwłaszcza w "Death Penalty". Perkusja może wprawdzie wydać się za głośna, jednak pasuje tu z racji granego gatunku. Mamy tu sporo zbieżności z wczesnym Black Sabbath. "Free Country" całościowo przypomina "Paranoid". Znowu riff z "Burning Sinner" to praktycznie riff wyjęty z "Sabbath Bloody Sabbath", albo początek "R.I.P." bardzo podobny do środkowej części "Children Of The Grave". Jak widać, grupa mocno korzystała z osiągnięć tego genialnego kwartetu i nie jest to złe. Jeszcze nie tutaj. Dopiero album "Resurrected" zaprezentuje nam jak można bezczelnie od nich "rżnąć".

Album "Death Penalty" wywarł pewne zainteresowanie od czasu jego pojawienia się. Od razu zauważono owe inspiracje twórczością wczesnego Black Sabbath, jednak grupa bywa często przeceniana - w niektórych kręgach uważa się ją za pionierów doom metalu. W rzeczywistości jest to przeciętne granie w klimacie heavy/doom.Zespół został zapamiętany dzięki temu krążkowi, a także wydanemu rok później "Friends Of Hell". Warto również dodać, że wymieniany basista Woolfy Trope w rzeczywistości nie istniał, bowiem wszystkie partie basu nagrał gitarzysta Phil Cope. Inspiracje z Black Sabbath idą na plus, jednak suche brzmienie i średnie umiejętności muzyków to wada tego LP.

7/10

Komentarze