[Recenzja] Black Sabbath - Vol. 4 (1972)


Tracklista:
1.Wheels of Confusion / The Straightener 8:00
2.Tomorrow's Dream 3:10
3.Changes 4:45
4.FX 1:40
5.Supernaut 4:43
6.Snowblind 5:31
7.Cornucopia 3:54
8.Laguna Sunrise 2:52
9.St. Vitus' Dance 2:27
10.Under the Sun / Every Day Comes & Goes 5:51

Rok wydania: 1972
Gatunek: Hard Rock / Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Ozzy Osbourne – wokal
Geezer Butler – gitara basowa, instrumenty klawiszowe
Tony Iommi – gitara, instrumenty klawiszowe
Bill Ward – perkusja

Chociaż klimat trzech pierwszych znakomitych albumów grupy ciągle jest zachowany na "Vol. 4", utworom tu zawartym, zdaje się, brakuje trochę polotu. Jest to album nieco słabszy od poprzednich, ale ciągle równy i trzymający poziom. Przy nagraniu tego albumu niewątpliwie pomogły narkotyki, które w tamtym czasie totalnie zauroczyły członków zespołu. Efektem tego jest m. in. utwór "FX", który powstał poprzez uderzanie po strunach metalowym krzyżem.

Płytę rozpoczyna świetny "Wheels of Confusion", którego równie dobrą kontynuacją jest utwór "The Straightener". Obie części świetnie do siebie pasują. Usłyszeć możemy ciekawie rozbudowane riffy i sola gitarowe. Dobry jest również "Tomorrow's Dream", choć bez wielkich zachwytów - ot, przyjemny kawałek. Następnie serwowana jest nam interesująca kompozycja "Changes", w całości oparta na fortepianie. Zdecydowanie wyróżnia się zarówno na albumie jak i na tle całej twórczości Black Sabbath.

Rewelacyjny "Supernaut" z mistrzowskim riffem gitarowym i świetną perkusją. Dostrzegam jednak słaby moment tego utworu, a mianowicie perkusyjne solo z latynoskimi dźwiękami - zbędny zabieg. Przychodzi czas na perełkę w postaci "Snowblind". Wszystko jest tutaj dopięte na ostatni guzik. Mamy interesujące płynne przejścia, zmiany tempa, a chyba najlepsza jest mistrzowska końcówka utworu, w której słyszymy natłok instrumentów. Ten natłok znakomicie rozładowuje emocje drzemiące w utworze. "Cornucopia" posiada ciężki, mroczny wstęp. Szkoda tylko, że dalej utwór podąża w zupełnie innym kierunku, stając się słabym, nijakim numerem. Ciekawa miniaturka muzyczna w postaci "Laguna Sunrise", tego typu miniaturkę Black Sabbath zaoferował już na "Master of Reality ("Orchid").

Powyższy album pokazuje, że używki czasem pomagają w komponowaniu, czasem wręcz przeciwnie. Podejrzewam, że członkowie zespołu tworząc przeciętną "Cornucopię" czy "St. Vitus' Dance" byli przekonani, że tworzą arcydzieła. Nie wspominam już o "FX", bo to jest totalne nieporozumienie. Na szczęście, oprócz słabizn znalazły się tu także jedne z najważniejszych utworów grupy, tj. "Supernaut" czy "Snowblind".

8/10







Komentarze

  1. Muszę przyznać rację, mimo pewnego sentymentu dla tego bardzo ważnego zespołu. Płyta jest bardzo niespójna i kiedyś i teraz odnosi się wrażenie że jest zagrana przez różnych wykonawców. W skali do 10 - mocna trójka hehe za Snowblind :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Snowblind" i "Under the Sun" należą do ścisłej czołówki najlepszych utworów Sabbath. "Wheels of Confusion", "Supernaut" - też świetne. Reszta albumu niestety nie przykuwa już tak bardzo uwagi, zdarzają się kompletne niewypały ("FX", "Changes"). Ale longplaya jako całości słucha się świetnie, dlatego całkowicie zgadzam się z oceną 8/10 ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę że ograniczasz się tylko do połowy muzyki rockowej/metalowej a nowych zespołów jest strasznie dużo nie mówiąc już o tych starych pomijanych :-) a może to kwestia upodobania :-) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Vol. 4 to dobry album, choć w mojej opinii najsłabszy z klasycznego okresu 1970-1973. FX to chyba najbardziej bezsensowny twór w historii ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz