[Recenzja] Paradise Lost - Symbol of Life (2002)




























Tracklista:

1. Isolate 3:43
2. Erased 3:31
3. Two Worlds 3:29
4. Pray Nightfall 4:11
5. Primal 4:23
6. Perfect Mask 3:46
7. Mystify 3:49
8. No Celebration 3:45
9. Self Obsessed  3:07
10. Symbol of Life 3:55
11. Channel for the Pain 3:53

Rok wydania: 2002
Gatunek: Gothic Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Nick Holmes - wokal
Gregor Mackintosh - gitara, keyboard, programowanie
Aaron Aedy - gitara
Stephen Edmondson - bas
Lee Morris - perkusja

Angielska grupa Paradise Lost od początku swojego istnienia lubi eksperymentować z różnymi gatunkami. Początkowo uznawana była za pioniera death doom metalu, z czasem jednak do swojej twórczości wprowadzała elektronikę oraz elementy rocka gotyckiego. Od płyty "Believe in Nothing" formacja określa swój gatunek jako dark rock. "Symbol of Life" jest albumem lżejszym, lecz na nim grupa stale poszukuje połączenia między elektroniką i ciężkim uderzeniem gotyckiego rocka.

Utwory są tu krótkie i chwytliwe, a zawierają w sobie dużo melodii i intrygujących wstawek klawiszowych, które dodają urozmaicenia. Mroku i złowieszczego klimatu dodaje głos Nicka Holmesa. Ociężałe gitary również odwalają tu niezłą robotę. "Isolate" pokazuje, że mimo, iż jest melodyjnie, nie jest to zupełnie lekka muzyka. Już po samym klawiszowym wstępie daje się to we znaki. Następnie dołączają się ostre gitary i utwór rozkręca się na dobre. "Erased" już po pierwszym odsłuchu wpada w ucho, a melodia nie może wyjść z głowy. Posiada również nieco mniej złowieszczy klimat od poprzednika. Solidne gitarowe łojenie mamy w "Primal". To kawałek najbardziej wywołujący ciarki na skórze. Równie ciężki, lecz bardziej skoczny jest "Perfect Mask". Najbardziej rozbudowanym utworem na tym albumie jest "Mystify", który zaskakuje różnorodnością. Zawiera zmiany tempa, spowolnienia i wyciszenia. "Self Obsessed" to najkrótszy i najmniej mroczny kawałek na płycie. Charakteryzują go lżejsze gitary i melodyjne, lecz mało urozmaicone solo gitarowe. Od reszty utworów wyróżnia go przebojowość. "Channel for the Pain" kończy płytę i niestety nie pozostawia dobrego wrażenia. Brzmi bowiem niczym utwór metalcorowy.

"Symbol of Life" to świetny, różnorodny album, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Jest bowiem melodyjność, ale i ciężar i mrok, a zespół doskonale potrafi te dwa bieguny ze sobą połączyć. Po wydaniu tego albumu z grupy odszedł Lee Morris.

8,5/10





Komentarze