[Recenzja] Neil Young - Freedom (1989)


























Tracklista:
1. Rockin' in the Free World 3:38
2. Crime in the City (Sixty to Zero, Part 1) 8:45
3. Don't Cry 4:14
4. Hangin' on a Limb 4:18
5. Eldorado 6:03
6. The Ways of Love 4:57
7. Someday 5:40
8. On Broadway 4:57
9. Wrecking Ball 5:08
10. No More 6:03
11. Too Far Gone 2:47
12. Rockin' in the Free World 4:41

Rok wydania: 1989
Gatunek: Country, Hard rock
Kraj: Kanada

Skład zespołu:
Neil Young – wokal, gitara, pianino
Chad Cromwell – perkusja
Rick Rosas – gitara basowa
Frank Sampedro – gitara, keyboard, mandolina
Ben Keith – saksofon, elektryczna gitara hawajska, keyboard, wokal
Linda Ronstadt – wokal w "Hangin' on a Limb"
Poncho Villa – akustyczna gitara w "Eldorado"
Tony Marsico – gitara basowa w "No More"
Steve Lawrence – saksofon tenorowy
Larry Cragg – saksofon barytonowy
Claude Cailliet – puzon
John Fumo – trąbka
Tom Bray – trąbka

Chociaż "Freedom" jest uznawany za majstersztyk wśród twórczości Neila Younga, ja jednak zauważam wyraźny spadek formy artysty na tym albumie. Niewątpliwie dużo pracy włożył on w jego nagranie, angażując do tego wielu muzyków, lecz niestety pomysły - z pozoru dobre - nie okazały się mocną stroną tego wydawnictwa. Znaczna część utworów jest flegmatyczna i długa i odnosi się wrażenie, że te utwory satysfakcjonują tylko Neila Younga. Niemniej, z każdego albumu zawsze można wyciągnąć jakąś perełkę, a takich jest tu kilka. O jednej z nich po prostu nie sposób nie wspomnieć - "Rockin' in the Free World" słusznie okazał się wielkim przebojem rockowym. Można śmiało powiedzieć, że to jest hymn każdego rockmana. Tutaj został umieszczony w wersji akustycznej i elektrycznej i ta elektryczna jest niewątpliwie lepsza, gdyż w niej zawarta jest całą esencja rocka. Prosty riff, składający się z trzech akordów, mało wyrafinowana melodia śpiewana przez Younga i w końcu zapamiętywalny refren, mogący być sztandarem na ustach miłośnika gitarowego grania. Utwór wyszedł artyście wyśmienicie. Delikatny "Crime in the City (Sixty to Zero, Part 1)", chociaż wzbudza z początku dość miłe odczucia ze względu na spokojną gitarę akustyczną i łagodny śpiew Younga, to jednak dłuży się niemiłosiernie. Pomimo urozmaiceń, jakie tam są czyli np. saksofonów, utwór nie broni się, gdyż "idzie" cały czas tak samo. Ewidentnie brakło pomysłu, a szkoda, bo można było ten utwór uczynić ciekawym dla odbiorcy. Znacznie lepiej jest z psychodelicznym "Don't Cry", który zaczyna się dość niepokojąco i ten niepokój zostaje rozładowany poprzez nagłe wtrącenie się gitary elektrycznej. Pod koniec ta dziwacznie przesterowana gitara jest naprawdę groźna, a sam Young śpiewa jakby trochę złowieszczo. Następnie powrót do ukochanego przez artystę folk rocka w piosence "Hangin' on a Limb", w którym słyszymy również głos Lindy Ronstadt. Znalazło się też trochę nostalgii w postaci "Eldorado" i ponownie dajemy się nabrać na to, że usłyszymy intrygujący utwór. Nic z tych rzeczy. Z tej nostalgii robi się nuda i flegmatyczność, rozczarowujemy się, bo po prostu w piosence nie dzieje się nic.

    Na wyróżnienie z pewnością zasługuje "Someday". Pięknie zaaranżowana kompozycja i niewątpliwa perełka na albumie. Wreszcie nie brakuje pomysłu, są interesujące wstawki klawiszowe, puzony i trąbki, a sama piosenka ma zwyczajnie ładną, radosną melodię. Young dużo lepiej wypada w takich utworach, okraszonych czymś więcej niż tylko jego gitara i głos. "On Brodway" to trochę gitarowego smaczku, coś dla fanów blues rocka, czy rocka psychodelicznego. Nie jest on wyrafinowany, ale w takich produkcjach nie o to chodzi - przyjemnie się tego słucha. To wszystko, co mogę wymienić z pozytywnych akcentów tego albumu.

Może nie jestem dobrym odbiorcą powyższego wydawnictwa, ale sądzę, że Young mógł zadbać albo o lepsze pomysły w piosenkach, albo trochę te utwory skrócić. W takiej postaci bowiem słuchacz odczuwa potworne znużenie i mękę przy słuchaniu. Z pewnymi przebłyskami, rzecz jasna. A może album sprawdziłby się lepiej jako "muzyka tła"?

5/10

Komentarze