[Artykuł] Podsumowanie 2012 roku

Porównując z rokiem poprzednim, 2012 wypada bardzo słabo. Rok ten niczym nie zaskoczył, pod względem muzycznym nie przyniósł niczego intrygującego. Ukazało się dużo płyt, które okazały się słabe bądź kultywują tradycję wcześniej przyjętego stylu przez zespół, co powoduje wtórność i przewidywalność owego materiału. W moim zestawieniu są 2 mocne pozycje - "Time to Wake Up" zespołu InDespair, który udowadnia, że polski heavy i thrash metal mają się dobrze oraz "War Nation" grupy Tank, czyli klasyczne brytyjskie granie spod znaku heavy metalu, ale bardzo porywające. Zachęcam do zapoznania się z moim zestawieniem.

1. Cauldron - Tomorrow's Lost

Z prawie 40-minutowego "Tommorow's Lost" nic nie zostaje w pamięci. Męczą kompozycje, męczy produkcja, która w XXI wieku jest po prostu czymś nieprawdopodobnym, a wręcz karygodnym. Perkusja jest bardzo wysunięta do przodu, syki blach wręcz biją po uszach. Gitary może są i niezłe, ale przysłonięte przez perkusję. Nie to jest jednak najgorsze. Główną wadą albumu są po prostu słabe kompozycje. Można znaleźć kilka niezłych pomysłów, jak np. te zawarte na "End of Time",  "Born to Struggle" czy na "Nitebreaker", ale reszta kompozycji to totalna męka. Dużo hałasu, łomotu bez ładu i składu, byleby grać dynamicznie. Brakuje w tym wszystkim pomysłu i po raz kolejny zawiodłem się na obiecującej z początku kapeli.

2. Katana - Storms of War

Katana na "Storms of War" kontynuuje granie tradycyjnego i melodyjnego heavy metalu. Choć album ten trochę odstaje względem poprzednika, to w dalszym ciągu jest godzien przesłuchania. Szybki i energiczny "Reaper" już daje do zrozumienia, że będzie to album w stylu dobrze nam znanym. Zwraca uwagę i przyciąga niezwykle rozbudowany "Khubilai Khan" i to chyba najciekawszy moment płyty. Mamy tu mniej nawiązań do Iron Maiden i słychać, że grupa wyrobiła sobie własny styl i stara się grać po swojemu nie naśladując zbytnio swych idoli. Znajdzie się kilka bardzo dobrych patentów. Jeśli chodzi o wady to niestety często jest zbyt patetycznie, a epickość nie jest akurat mocną stroną tejże grupy. Ilość melodii jest tu ograniczona, a pamiętamy z poprzedniego albumu, że przecież w konwencji melodic metalu Katana czuje się najlepiej. Ogólnie kompozycje są znośne, ale przeciętne. Zespół musi jeszcze dużo popracować nad kompozycjami i swym warsztatem technicznym, ale tendencja jest wzrostowa.

3. InDespair - Time To Wake Up

Jeżeli twierdzisz, że w Polsce współczesny dobry metal nie istnieje, z pewnością nie słyszałeś InDespair. Ten wrocławski zespół w swej muzyce łączy melodyjność heavy z agresją thrash metalu. Jego pierwszy longplay może narobić niemałego zamieszania w polskiej scenie metalowej. Kluczową rolę pełnią tu gitary o mięsistym brzmieniu, nadające muzyce ciężkości. Do zalet albumu należy też agresywny i złowieszczy wokal, który tylko potęguje jego moc. Poza tym świetne riffy, dynamiczna perkusja, mocny bas - czego chcieć więcej? Znajdziemy tu mnóstwo dynamicznych, ale i melodyjnych numerów, jak. np. "Destined To Fall", "Break His Spell" czy "Tonight We Die Free". Panowie z Dolnego Śląska zaserwowali nam solidny debiut, który z pewnością docenią fani ciężkich brzmień. Przywraca wiarę w to, że w Polsce nadal powstają zespoły, które mają chęć i zapał do tworzenia świetnej muzyki. Jest to także dowodem, że te rzekomo "przestarzałe" i "niemodne" gatunki ciągle żyją i jak widać na powyższym albumie - mają się dobrze. Nadzieja polskiego heavy i thrash metalu.

4. Steelwing - Zone of Alienation

"Zone of Alienation" to album bardzo typowy dla tradycyjnego heavy metalu. Dobrze się słucha takich kawałków jak "Solar Wind Riders" czy "Full Speed Ahead!" i nie można odmówić muzykom bardzo dobrego poziomu wykonawczego. Teoretycznie nie ma się do czego przyczepić - Riley świetnie śpiewa, zwłaszcza w wysokich tonach, gitarzyści  są sprawni, no i sekcja rytmiczna robi dobrą robotę. Pod względem produkcyjnym także jest to wyśmienity krążek. Zawarta tu muzyka jest jednak bardzo wtórna i nie sposób nie dostrzec podobieństw do twórczości Iron Maiden i Judas Priest. Steelwing dba o tradycję, ale członkowie są w tym wszystkim mało swoiści - mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni.


5. Tank - War Nation

"War Nation" to ósmy album legendarnej, liczącej bez mała 30 lat prze-potężnej formacji Tank, za to pierwszym, na którym zaśpiewał Doogie White.
Album jest właściwie kontynuacją doskonale przyjętego poprzednika "War Machine", który nadal prezentuje ten sam rasowy brytyjski heavy metal. Pełno tu mocarnych utworów jakich sporo w twórczości Tank. Już sam otwierający tytułowy pokazuje, że nie ma tu miejsca na ckliwość i przebojowość. Jest za to ciężko i melodyjnie, ale przede wszystkim prosto od duszy. Po prostu świetny kawałek. Gitary tu wysuwają się na pierwszy plan, a White śpiewa jak zawsze rewelacyjnie. Pełna perfekcja wykonania. Prosto od duszy i z heavy metalowym pazurem zostały nagrane również inne utwory jak "Song Of The Dead", "Hammer And Nails", "Don't Dream In The Dark" czy "State Of The Union". Wspaniały duet gitarzystów Evans i Tucker spisuje się na całości materiału brawurowo. Zespół po raz kolejny wspiął się na wyżyny swoich możliwości. Udowodnił, że heavy metal wciąż żyje, serwując nam tak wspaniały album. Mam nadzieję, że Tank będzie grał nadal i spłodzi więcej takich rewelacyjnych smaczków.


6. Tygers Of Pan Tang - Ambush

Powroty legend po kilkunastoletniej przerwie, jak również ich kolejne produkcje zawsze stawiają duży znak zapytania. Legendom wprawdzie też zdarza się pozytywnie zaskoczyć nowym wydawnictwem, jednak nie jest tak w przypadku tygrysów. Czas dawnej chwały przeminął, o czym grupa chyba wie doskonale. O tym świadczą dwie ostatnie EP'ki, na których można usłyszeć stare numery zespołu w nowych aranżacjach. Niestety, "Ambush", poza kilkoma niezłymi momentami, przynudza. Do jasnych punktów albumu możemy zaliczyć "Keeping Me Alive", "One Of A Kind", któy co prawda przypomina dawną twórczość TOPT czy balladowy "Burning Desire", najbardziej interesujący i ekspresyjny wałek na płycie. Reszta jest po prostu przeciętna, niczym się nie wyróżniająca. Ogólnie jest za długo i za nudno. Panowie nawet nie silą się na chwytliwe zagrywki gitarowe (a dawniej całkiem sporo ich powstawało) ani na melodie. Jedynie Robertson ma coś do powiedzenia, bowiem są tu niezłe sola gitarowe. Niestety, z pustego i Salomon nie naleje. Posłuchać albumu można i to bez skrzywienia na twarzy, jednak nie jest to płyta, która na długo zostaje w pamięci.

7. Vanderbuyst - Flying Dutchman


Holendrzy z Vanderbuyst nowym albumem nie zaskoczyli, bowiem wszyscy spodziewaliśmy się grania w klimatach hard i heavy. Od początku swego istnienia grupa serwuje nam muzykę, która spokojnie mogłaby się pojawić w latach 80-tych i na to wskazuje również archaiczna produkcja przenosząca nas w tamte lata. Album ani dobry, ani zły - jest po prostu poprawny i niczym nie zaskakujący. Porównując jednak z poprzednikiem to czegoś jednak zabrakło. Utwory z poprzedniego albumu wydają się bardziej chwytliwe i porywające. Ten krążek mógłby służyć jedynie jako "muzyka tła", bowiem brak tutaj zadziorności, melodyjności chwytliwości, jakichś urozmaiceń, a i zapewne pomysłowości. Wydawnictwo, które nie razi, ale i nie zachwyca.

Komentarze

  1. Zastanawia mnie jaki jest sens takich podsumowań. Piszesz o kilku przypadkowych wydawnictwach, które nawet Tobie za bardzo się nie podobają. Nawet nie znasz ich tyle, by skompilować całą dziesiątkę... Nie sądzisz, że powinieneś się lepiej do tego przygotować? Nie masz przecież żadnego deadline, który ograniczałby czasowo - nic by się nie stało, gdyby tekst ukazał się np. dwa miesiące później. W tym czasie mógłbyś przesłuchać więcej płyt. Jakich? Wystarczy znaleźć inne podsumowania tego roku (na RYM, stronach zajmujących się muzyką, innych blogach).

    W 2012 roku nowe albumy wydali m.in. Angel Witch, Black Country Communion, Dead Can Dance, Om, Overkill, Paradise Lost, Rush, Soulsavers, Soundgarden, Swans, Testament, Witchcraft. Warto też wspomnieć o koncertówce Led Zeppelin, bo to ważny album, najprawdopodobniej ostatnie wspólne nagrania muzyków. Coś z tego na pewno by Ci się spodobało.

    Jakiś czas temu zrobiłem (tylko dla siebie, nie jest nigdzie dostępna) listę stu najlepszych albumów 1969 roku. Wcześniej jednak poznałem ponad 200 albumów z tego roku, więc jest mała szansa, że przegapiłem coś godnego uwagi. Oczywiście, słuchanie dwustu albumów z 2012 lub innego roku XXI wieku nie ma sensu, bo aż tyle wartych poznania wydawnictw na pewno się wtedy nie ukazało. Niemniej jednak przed robieniem takiej listy, przesłuchanie 30 dobrze ocenianych przez innych płyt to minimum. Wtedy takie podsumowanie miałoby sens. Zwłaszcza dla Ciebie - poznałbyś więcej muzyki, może odkrył coś naprawdę fajnego ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz