[Relacja] 02.11.2018 Blinding Sparks, Diamond Head, Kraków



2 listopada 2018 roku w krakowskim klubie Kwadrat odbył się koncert jednego z najważniejszych przedstawicieli New Wave of British Heavy Metal, grupy Diamond Head. Była to doskonała okazja, by zobaczyć legendę NWOBHM na żywo oraz zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z członkami zespołu. Koncert był poprzedzony występem francuskiej grupy Blinding Sparks, wykonującej post rock. Chociaż nie gustuję w takiej muzyce, muszę przyznać, że Blinding Sparks jest zgraną kapelą z dobrymi pomysłami. Uwagę przykuwają urozmaicone wokale - aż trzech wokalistów zasila szeregi grupy. W mojej ocenie najlepsza pod względem technicznym jest Johanna Flauder. Wnosi sporo melodii i ciekawych wokalnych wstawek. Jérémy Conrad również posiada dobry, mocny głos, ponadto gra na gitarze i klawiszach. Warto zauważyć, że w składzie nie ma basisty. Za partie basu na płycie "Brutal Awakening" odpowiedzialny jest drugi gitarzysta Claude Hilpert.




Blinding Sparks (fot. Marcin Pawłowski).



Blinding Sparks (fot. Marcin Pawłowski).
Blinding Sparks (fot. Marcin Pawłowski).

Blinding Sparks (fot. Marcin Pawłowski).
Blinding Sparks (fot. Marcin Pawłowski).
Blinding Sparks (fot. Marcin Pawłowski).
Blinding Sparks (fot. Marcin Pawłowski).















Diamond Head (fot. Marcin Pawłowski).
Po występie Blinding Sparks przyszedł czas na gwiazdę wieczoru. Formacja w setliście postawiła przede wszystkim na klasyczne i dobrze znane utwory oraz na utwory z ostatnio wydanego albumu "Diamond Head". Chociaż z pierwotnego składu został już tylko niezastąpiony Brian Tatler, to reszta muzyków doskonale odnajduje się w repertuarze stworzonym przez pierwotny skład Diamond Head. Sporo energii i świeżości wnosi Rasmus Bom Andersen, występujący z grupą od 2014 roku. Jego maniera śpiewania przywodzi na myśl Seana Harrisa, co też może być dobrą rekomendacją.
Na pierwszy ogień poszedł dynamiczny "Play it Out", który rozgrzał publikę. Trzeba przyznać, że starsze utwory grupy w obecnym wykonaniu brzmią o wiele bardziej dziarsko i mięsisto. Dowodzi tego również znakomity "Helpless", w którym
pole do popisu miał każdy z członków zespołu. Każdy miał swoje pięć minut i wykorzystał je należycie. "Shoot Out The Lights", który w wersji studyjnej nie robi wielkiego wrażenia, na koncercie słuchało się go z zadowoleniem. Sprawa podobnie ma się z takimi kawałkami jak "It's Electric" czy "The Prince". Nie obyło się bez killera i właściwie sztandarowego utworu Diamond Head, czyli "Am I Evil". Odegrany on został z należytą klasą, energią i mrokiem. Legenda NWOBHM uraczyła nas także kapitalnym "Sucking My Love". Mimo, iż nieco go skróciła, to i tak byłem wniebowzięty, że ten wspaniały numer pojawił się na setliście.


Diamond Head (fot. Marcin Pawłowski).




Diamond Head (fot. Marcin Pawłowski).


Chyba największe wrażenie zrobił prosty, ale treściwy "Diamonds". Utwór niezwykle chwytliwy i podczas jego grania publika miała świetną zabawę. Dodatkowo, razem z Andersenem śpiewała frazy tekstu.
Diamond Head (fot. Marcin Pawłowski).



Diamond Head (fot. Marcin Pawłowski).



Diamond Head (fot. Marcin Pawłowski).


Diamond Head (fot. Marcin Pawłowski).



Koncert Diamond Head był wielce udany. Skład tworzą świetni muzycy, którzy doskonale się uzupełniają i każdy dużo wnosi. Muzycy zagrali wszystko to, co chciałem, a to zdarza się niezwykle rzadko. Frekwencja była dość liczna, dodatkowo, fani przygotowali miłą niespodziankę, a mianowicie flagę Polski z domalowanym logiem Diamond Head. Ponadto, niemal po każdym zagranym utworze grupy skandowali nazwę zespołu. To wszystko osobiście bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Nie sądziłem bowiem, że zespół ma tak duże uznanie i szacunek w naszym kraju. Dowodzi to tylko tego, że jest wielu heavy metalowych maniaków, którzy pamiętają o zasługach nawet tych mniej znanych zespołów. Zasłużone, choć niezbyt znane w naszym kraju zespoły powinny zatem częściej odwiedzać Polskę, a organizatorzy różnych festiwali owe formacje zapraszać jak najczęściej. Po koncercie była możliwość zrobienia sobie zdjęcia z członkami zespołu oraz uzyskania od nich autografów.

Jeden z moich gitarowych autorytetów, Brian Tatler.





Rasmus Bom Andersen (fot. Jakub Dudek).








Komentarze