[Recenzja] Europe - Europe (1983)


















Tracklista:

1. In the Future to Come 5:00
2. Farewell 4:16
3. Seven Doors Hotel 5:16
4. The King Will Return 5:35
5. Boyazont 2:32
6. Children of This Time 4:55
7. Words of Wisdom 4:05
8. Paradize Bay 3:53
9. Memories 4:32

Rok wydania: 1983
Gatunek: Hard Rock, Heavy Metal, Glam Rock
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:

Joey Tempest - wokal, gitara akustyczna, klawisze
John Norum - gitara
John Levén - bas
Tony Reno - perkusja

Szwedzkiej grupy Europe nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Jej przebój "The Final Countdown" zna chyba każdy, kto ma jakikolwiek dostęp do mediów, bowiem utwór z 1986 roku do dziś często słyszy się w radiu i telewizji. Europe jest artystą jednego przeboju i szkoda, że tak się stało, bo z początku zespół prezentował inne, ciekawsze oblicze, znacznie różniące się od obecnego, pop-metalowego, które prezentuje się dosyć miałko. 

Zamiarem Europe było granie hard rocka i heavy metalu i to słychać na tym albumie wyraźnie. Słychać także lekkie zapędy do glam rocka, ale nie były one jeszcze tak wyraźne jak na kolejnych produkcjach grupy. Charakterystyczny w utworach zawartych na tym krążku jest wysoki i jakże czysty wokal Joeya Tempesta wysuwający się na pierwszy plan i mogący właściwie prowadzić całość. Gitary, chociaż drapieżne, są tu jakby schowane i osobiście ubolewam nad tym, bowiem John Norum gra tutaj riffy z prawdziwą ikrą. Jego sola gitarowe również są na wysokim poziomie. Sekcja rytmiczna też mogłaby być wyraźniejsza i ogólnie niestety produkcja albumu kuleje. Rekompensują to na szczęście niezwykle udane kompozycje.

"In the Future to Come" to otwieracz prawdziwie ruszający z kopyta. Szybkie tempo, agresywny riff i jakby niepokojący, czysty śpiew niezwykle utalentowanego Joeya Tempesta to jest coś, co charakteryzuje większość tu zawartych utworów. "Farewell" też słucha się wyśmienicie, choć ten ma prostszą budowę, jest wolniejszy i bardziej hard rockowy. Następnie mamy pierwszy mały sukces  Europe w postaci "Seven Doors Hotel", bowiem singiel zdobył rozgłos w Japonii. Nie ma co się dziwić, gdyż utwór to prawdziwy dynamit, energiczny, obfity w szybkie ataki gitar, a  przy tym melodyjny, a to Japończycy lubią najbardziej. Są też spokojniejsze kawałki, takie pół-ballady jak "The King Will Return" i "Words of Wisdom". One również wypadają ciekawie i tu czysty, wysoki głos Tempesta sprawdza się znakomicie. Urozmaiceniem w tym drugim jest flet rozpoczynający kompozycję. Drapieżny i bezlitosny "Boyazont" to prawdziwa petarda. John Norum ma tu ewidentne pole do popisu, jego riffy i solówki są naprawdę ostre i zadziorne. Największym jednak killerem na płycie jest bezapelacyjnie "Children of This Time", to kapitalny numer z agresywnymi zagrywkami, szybkim tempem i świetną melodią. "Paradize Bay" oraz "Memories" wypadają trochę bezbarwnie na tle reszty materiału. Nie są jednak żadną ujmą dla zespołu.

Debiut Europe wypada naprawdę obiecująco. Kompozycje są przemyślane i chwytliwe, a muzycy niewątpliwie utalentowani. Wadą albumu jest w zasadzie tylko słaba produkcja. Szkoda, że zespół obrał później inny kierunek grania.

7,5/10

Komentarze

  1. Jak zwykle redaktor w formie. Zespół jednego przeboju? " Carrie" grają w radiu Plus, ale to już do koncepcji redaktorowi nie pasuje. Wypadałoby się przygotować do recenzji. Nie tego uczył Sensei Bartek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ale zespół kojarzony jest przede wszystkim z "Finał Coundown" i nie sądzę, by większość ludzi znałaby coś poza nim.

      Usuń
  2. Szkoda, że zespół obrał później inny kierunek grania.

    Jak to szkoda? Bo doszły klawisze? Twórczość z lat 1985-1988 to hook za hookiem, a The Final Countdown to przykład treściwej, skondensowanej (<40 minut) petardy, na której nie ma słabego kawałka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz