[Artykuł] Podsumowanie 2014 roku

Moje podsumowanie roku będzie się nieco różniło od podsumowań na innych blogach czy serwisach muzycznych. Nie jestem na bieżąco ze wszystkim, słucham tego co lubię i prawdę mówiąc, niewiele jest nowości, które mnie intrygują. Niemniej jednak, nawet w 2014 roku znalazłem coś dla siebie. Zestawienie podzielę na trzy części: płyty, które mi się spodobały, rozczarowania oraz płyty, których nie zdążyłem przesłuchać, ale obiły mi się o uszy. Nie chciałem się mocno zagłębiać w to, który album jest lepszy i z jakiego powodu, dlatego też kolejność omawianych płyt dobrana jest alfabetycznie. Zaczynam :D


1. ARTUR ROJEK - SKŁADAM SIĘ Z CIĄGŁYCH POWTÓRZEŃ


Po rozstaniu z Myslovitz, jego były frontman nagrał album osobisty, pełen refleksji i poruszenia. Dominuje tu sporo syntetycznych dźwięków ("Krótkie momenty skupienia", "Kokon"), jednak album ma do zaoferowania o wiele więcej. Dopatrzyć się możemy niezwykle nastrojowych kompozycji z użyciem autoharfy ("Lato 76") jak i bardzo emocjonalnych ("Czas, który pozostał"). Utwory są bardzo wyraziste i różnorodne pod względem kompozycyjnym. Intryguje mnie - choć wcześniej tego nie zauważałem - z jaką rozwagą dobrana została kolejność utworów na płycie. Cały ten krążek to jedna wielka opowieść o dorastaniu, chwilach smutku i rozpaczy, ale i wewnętrznej motywacji by mierzyć się z codziennymi problemami i iść naprzód. W utworze "Lato 76" Rojek ukazuje się nam jako mały chłopiec, w "Kocie i Pelikanie" jest już odpowiedzialnym ojcem, natomiast w "Pomyśle 2" -doświaczonym przez życie, starszym człowiekiem, który nadal mierzy się z lękami, jakich nie zdołał zniwelować w młodości. Doskonała kontynuacja tego, co w pewnym sensie zostało zapoczątkowane przez Lenny Valentino, na ich jedynym albumie "Uwaga jedzie tramwaj". Rojek udowodnił, że odejście z Myslovitz było dobrym ruchem.


2. EDGUY - SPACE POLICE - DEFENDERS OF THE CROWN


Wyśmienitą propozycję zaoferowała w tym roku grupa Edguy. Po nieudanym "Age of the Joker", zespół się zreflektował i nagrał album, który od początku do końca słucha się z niewysłowioną przyjemnością. Dużo topornego, power metalowego grania Edguy oferuje w "Sabre & Torch"" czy "Shadow Eaters", ale znalazły się tu również liczne, ambitne melodie jak w "Space Police" z bardzo dobrym, podniosłym refrenem czy w prześwietnym "Do Me Like A Caveman". Zwraca uwagę niesamowicie wzruszająca ballada "Alone in Myself", stanowiąca idealną odskocznię od gitarowego łojenia. "Space Police - Defenders of the Crown" to pozycja godna polecenia przede wszystkim miłośnikom power metalu z najwyższej półki. Myślę jednak, że i fani heavy metalu znajdą tu coś dla siebie.



3. PEOPLE OF THE HAZE - FASTFOOD BRESLAU


Panowie z People of the Haze mierzą coraz wyżej. "Fastfood Breslau" nie jest już zwykłym, prostolinijnym rock 'n' rollowym albumem, ale dojrzałą kompozycyjnie produkcją. Duże znaczenie ma w tym udział gości: wokalistki Adrianny Styrcz, saksofonisty Mateusza Rybnickiego oraz klawiszowca Remigiusza Knapika. Dlatego oprócz typowych dla hejzów dynamicznych utworów ("Dalszy plan", "Jeden z drugim", "Przewrót w przód"), uświadczymy też kawałki niezwykle intrygujące jak śpiewany na 2 głosy "Bad Dog" czy - największą perełkę na płycie - "Wild At Heart", funkową, balladową kompozycję, w której najbardziej zwraca uwagę urzekający głos Adrianny Styrcz. Kompozycja ta pokazuje zupełnie inne oblicze People of the Haze - to nie ci sami szaleni faceci co na debiucie. To profesjonalni muzycy, którzy ciągle się rozwijają i osiągają coraz większe sukcesy.


4. REBEKA - BREATH (EP)


Wschodząca gwiazda muzyki elektronicznej. Ten znakomity duet zaprezentował w zeszłym roku swój debiutancki album "Hellada", który spotkał się z uznaniem fanów i krytyków. Takie przeboje jak "Melancholia", "Nothing to Give" czy "Uncouncious" to jego mocne punkty,które robią furorę na koncertach. "Breath" to kontynuacja elektronicznego grania na wysokim poziomie. Zawiera 3 utwory - "Breath", "Into the Ground" oraz remix "Breath", powstały spontanicznie dzięki gwieździe koreańskiej elektroniki - zespołowi Idiotape. EP - ka bardzo eksperymentalna i transowa. Słuchając jej, doznajemy niesamowitych wrażeń. Świetna EP - ka i zespół, który rewelacyjnie wypada na koncertach.


5. SCREAM MAKER - LIVIN' IN THE PAST


Jeśli miałbym tworzyć ranking na najlepszą płytę heavy metalową 2014 roku, Scream Maker na pewno znalazłby się w czołówce. Prostoduszny heavy metal, bez zbędnych ozdobników, klimatycznie mocno osadzony w latach 80 - tych. Judas Priest i Iron Maiden to nazwy, które po odpaleniu tego krążka niemal od razu przychodzą na myśl. Nie jest to album oryginalny, ale też nie taki miał zamysł. Kierowany jest bowiem do miłośników heavy metalu, a ci z pewnością go docenią. Dodatkową gwarancją wysokiego poziomu tego wydawnictwa jest obecność Jordana Rudessa (Dream Theather), oraz Wojciecha Hoffmanna (Turbo). Prawdziwa uczta dla ucha heavymetalowca.




6. SKULL FIST - CHASING THE DREAM

Drugi album Kanadyjczyków okazał się równie dobry jak poprzedni. Dodatkowo muzycy pozbywają się naleciałości z innych grup i grają w charakterystycznym dla siebie stylu. Album pełen dynamicznych utworów ("Hour To Live", "Chasing The Dream", "You're Gonna Pay"), z czego niektóre ocierają się o speed metal. Dużo tu również ciekawych melodii, które urozmaicają to wydawnictwo. Nie ma co pisać, trzeba tego posłuchać :)








ROZCZAROWANIA


1. JUDAS PRIEST - REEDEMER OF SOULS


W tej kategorii umieściłem tylko jedną pozycję. Jest nią "Reedemer of Souls" panów z Judas Priest, którzy postanowili porzucić eksperymenty zawarte na "Nostradamusie" i powrócić do ich szczytowego okresu, do grania muzyki, która przyniosła im sławę.
Chociaż krok został zrobiony w dobrą stronę, słychać kompozycyjne wypalenie. Utwory w najmniejszym stopniu nie dorównują szlagierom z lat 80 - tych. Są oczywiście dobre momenty, ale to za mało jak na legendę metalu. Duża ilość hałasu i patosu to raczej nie wyznacznik udanego albumu, kiedy kawałki są bez wyrazu. Album poprawny, ale nie przebijający niestety poziomem przeciętnej demówki nieznanego bandu.







ALBUMY, KTÓRYCH NIE ZDĄŻYŁEM PRZESŁUCHAĆ


1. AC/DC - ROCK OR BUST


Nie palę się szczególnie do odsłuchu tej płyty. Głównie z uwagi na fakt, że AC/DC od początku kariery prezentuje praktycznie to samo. Nie jest to bynajmniej zarzut. To klasyczny rock'n'roll, który wręcz nie powinien zaskakiwać ani wychodzić poza schemat. Może właśnie dlatego nie potrafię się przekonać do takich zespołów jak AC/DC czy Motorhead. Mimo, że obu kapelom nic złego zarzucić nie mogę, nie są to zespoły, w które bym się zasłuchiwał, bo niczym mnie nie zaskakują. Ich granie jest prostolinijne i już chyba zawsze będzie dla mnie muzyką tła. Nie inaczej jest w przypadku "Rock or Bust". Z tego, co zdążyłem usłyszeć, nadal jest to klasyczny rock'n'roll, którego po prostu miło się słucha. Taką muzykę albo się kocha albo nie. Dlatego właśnie, album mogę polecić jedynie wiernym fanom zespołu jak i miłośnikom tego stylu.









2. PINK FLOYD - THE ENDLESS RIVER


Nie rozumiem jednego - jakim cudem odrzuty, które nie nadawały się do wydania 20 lat temu, teraz nagle spełniają te warunki?  Czyżby w dzisiejszych czasach więcej uszło na sucho? Najnowsza propozycja od Floydów - przynajmniej po pierwszym rzucie ucha - pokazuje, że niezwykłym wyczynem będzie przebrnąć przez cały ten album. Nuda i flegmatyczność. Sam słuchałem piąte przez dziesiąte i nie sądzę, bym kiedyś się przełamał i posłuchał tego wydawnictwa od początku od samego końca. Kompozycje może byłyby po prostu ładne, gdyby nie ciągnęły się tak niemiłosiernie długo. Zalety? Okładka. Przyznam też, że produkcja ładna i klarowna,ale czy w dzisiejszych czasach można się jeszcze doszukać wadliwej produkcji i to na płytach takich tuz jak Pink Floyd? No właśnie...




Komentarze

Prześlij komentarz